poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Recenzja: Goat Simulator

Jestem kozą. Nie wiesz co robią kozy? Być może przez całe życie karmiony byłeś kłamstwami ludzkiej propagandy, że kozy to dosyć nudne stworzenia, które patrzą się tępo w dal przeżuwając trawę. Ale to nie do końca prawda. Kozy są jakieś dziwne…

Kozy nie są ani przesadnie słodkie, ani groźne, nie ryczą jak lwy, w zasadzie nie wyróżniają się niczym nadzwyczajnym. Nie zastanawiało was jednak dlaczego od wieków postać Lucyfera, władcy piekieł, przedstawia się jako człowieka z głową kozła? Ha, no właśnie… kozy prowadzą bowiem potajemne drugie życie, które przez stulecia starały się skrzętnie ukrywać przed ludźmi stwarzając iluzję prostego zwierzęcego życia. Nic bardziej mylnego… Goście z Coffee Stain Studios odkryli czym tak naprawdę są te przepotężne monstra i zrobili o tym grę. No dobra, najpewniej nie tak właśnie było, ale warto nabrać nieco klimatu. Można też wpakować w siebie pół tablicy Mendelejewa, by się lepiej bawić, ale to zostawiam tym najbardziej odważnym. Kozonautom chcącym odbyć mistyczną Podróż do wnętrza koziego umysłu. Że już bredzę? Wybaczcie, ta gragra jest w stanie wyprać każdy umysł. Beeeeee!
Jestem kozą. Szarą taką. Mam rogi, uszy i długi język. No koza, zwykła niby. Zwierzę takie. Jestem jednak kozą nieograniczoną tym, co nazywamy światem rzeczywistym. Niczym Neo w Matriksie jestem kozą uwięzioną w programie, którego granice zdaję się powoli zgłębiać. Myślisz, że oddycham powietrzem? Zapomnij o zasadach. Kodeks etyczny kóz odstawiłem na bok. Wiem, że niektóre prawa można naginać, a inne łamać. W tym znane wszystkim prawa fizyki. Wciąż tylko nie znam jujitsu. Być może to tylko kwestia czasu.
goatsim4.jpg
Czy androidy śnią o elektrycznych… kozach?
Philip K. Dick rozważał o sensie człowieczeństwa w klasycznym dla siebie stylu, który później Ridley Scott próbował z pomocą Harrisona Forda przenieść na wielki ekran. Wyszło nieźle. Gdyby jednak pan Dick zajął się rozważaniem na temat koziej egzystencji zamiast Łowcy Androidów moglibyśmy znaleźć przygody wyalienowanej kozy w świecie pełnym ludzi niemogących jej zrozumieć. Czemu wybrał ludzi? Nie wiem, być może nie był takim dziwakiem, jak ludzie z Coffee Stain, ale o ile Łowca Androidów nie przyniósł wielkich dochodów, to Goat Simulator może zarobić fortunę. Nagle okazuje się, że wszyscy jesteśmy dziś kozami. Barrack Obama być może także.
Na fenomen koziego symulatora składa się co najmniej kilka czynników. Po pierwsze to przeniesienie jeden do jednego żartu twórców o tym, że tworzą oni taką grę. Mamy więc do czynienia z pastiszem żartu, swego rodzaju próbą urzeczywistnienia czystej abstrakcji pokazanej na pierwszym zwiastunie. Pomysł stworzenia tak głupiej gry okazał się takim absurdem, że szybko okazało się, iż może on wytyczyć całkiem nowe granice w kategoriach idiotyzmu w grach. Coś jak filmiki w sieci, gdzie gość spuszcza sobie kulę do kręgli na genitalia. Idiotyczne tak bardzo, jak tylko można sobie wyobrazić, a jednak ktoś to ogląda.
goatsim3.jpg
Po drugie ta gra jest po prostu zabawna, a w całym swym absurdzie dosyć przemyślana. Jak na sandboks do zabaw z fizykąrzeczywiście jest tutaj sporo rzeczy do zrobienia. Goat Simulatorma w sobie coś z Ground Zeroes. Jeżeli uprzemy się możemy pobawićsię w to chwilę i stwierdzić, że wydane pieniądze lepiej byłobyzainwestować w inny sposób, ale z drugiej strony z dozą chęci dowgryzienia się w kozi świat zaczniemy odkrywać coraz to noweelementy, które zwyczajnie wywołają uśmiech na naszych pysk…twarzach.

 goatsim1.jpg
Głównym celem gry jest dobra zabawa. Od nas zależy, jak się za to zabierzemy. Możemy szukać poukrywanych sekretów, szerzyć chaos, odbijać się od samochodów, latać z plecakiem odrzutowym, albo wykonywać zadania z listy przygotowanej przez twórców. Tylko tyle i aż tyle. Do dyspozycji mamy ragdoll, kulejącą fizykę, twardą głowę i język działający trochę na zasadzie haka z Just Cause 2. I naszą wyobraźnię rzecz jasna. Ta gra stanowi wyzwanie samo w sobie.
Jest tu także coś z Dark Souls, z tym, że zamiast ciągłej śmierci zmagamy się z błędami w grze. Wpadłem z kanistrem benzyny na kombajn z uruchomionym nagarniaczem i wyleciałem poza mapę ciśnięty siłą wybuchu. Powrót na planszę stanowił w tym wypadku wyjątkowe wyzwanie. Najlepszy w tym jest jednak fakt, że doskonale zdajemy sobie sprawę, iż gra stworzona w zaledwie kilka tygodni zwyczajnie nie może wyglądać lepiej. Ktoś na Steam napisał, że w Goat Simulator błędy są jak darmowe DLC urozmaicające rozgrywkę. Miał zupełną rację.
goatsim2.jpg
Jestem kozą. Wystrzeliłem się z bieżni do ćwiczeń. Spowodowałem eksplozję stacji benzynowej. Grałem we Flappy Goat na telewizorze. Dałem uprowadzić się kosmitom. Latałem z plecakiem odrzutowym. Lizałem szklarnię. Bawiłem się piłką w stanie nieważkości. Zjeżdżałem na zjeżdżalni. Zostałem kozim królem zyskując moc przywoływania deszczu martwych kóz. Próbowałem przeskoczyć nad driftującym samochodem. Skakałem na trampolinie. Odwiedziłem wirtualną siedzibę studia Coffee Stain i zabiłem wszystkich twórców tej gry. Za wszystko zaś dostawałem punkty i odblokowywałem coraz to nowe rzeczy, jak chociażby dodatkowe modele kóz z całkowicie nowymi umiejętnościami. Czego chcieć więcej?
Goat Simulator działa w oparciu o Unreal Engine i silnik PhysX. Przynajmniej to brzmi poważnie. Grafika jest w części dosyć umowna. Modele to kalki siebie samych i raczej nie grzeszą ilością detali. Boli najbardziej to, że optymalizacji daleko do ideału. Na mocnym sprzęcie nie będzie z tym problemów, ale na nieco słabszym albo gra będzie wyglądała tragicznie, albo skażemy się na pokaz slajdów w niektórych momentach. Co do muzyki, zdania są podzielone. Pasuje ona niewątpliwie do beztroskiego hasania kozim siewcą chaosu, ale z drugiej strony po czasie może nieco irytować. Jak wszystko tutaj zresztą.
Trudno nazywać Goat Simulator prawdziwą grą. To bardziej programprogram do zabawy. Bez większego celu, ale z całą masą dobrego humoru. Kosztuje jakieś 10 dolców i w zamian za to dostajemy około trzech godziny zabawy, jeżeli postanowimy odznaczyć wszystkie pozycje z listy zadań do wykonania przy okazji rozbijając się tu i tam przez kilka minut. Czy warto? Jeżeli szukamy nietuzinkowego leku na stres i odcięcia się od poważniejszych produkcji, to nie można koziego symulatora nie polecić. To suchy dowcip, który śmieszy jak cholera i będziecie chcieli opowiadać go znajomym. Coś w stylu "co robią dziki w zamku? Penetrują lochy". Po pachy. Po pachy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz