poniedziałek, 7 kwietnia 2014




Recenzja gry Battlefield 4: Wojna na Morzu PC


Battlefield 4: Naval Strike (PC)


Wojna na Morzu zapowiadała się jako najciekawszy dodatek do Battlefield 4. Ogromne mapy, nowy, wzorowany na Titan Mode z BF 2142 tryb, poduszkowiec, czy wreszcie zupełnie świeże dla serii lokacje. Niestety okazuje się, że czego ostatnio nie tknie DICE, wcale nie zamienia się w złoto...


http://www.gry-online.pl/S055.asp?ID=278404

Jako że główną atrakcją każdego dodatku do Battlefielda są mapy, zacznijmy od ich charakterystyki. Na pierwszy ogień idzie Bitwa o Spratly. Jak każda z pozostałych, lokacja budzi podziw swoją wielkością, choć szybko dociera do nas, że sam teren działań nie jest aż tak ciekawy, bowiem jego większą część pokrywa woda. Na środku mamy większą wyspę, po boku kilka mniejszych, zawierających punkty kontrolne. Walki toczą się z reguły o największy kawałek ziemi, te mniejsze, w trybach "podbojowych", z reguły co rusz przechodzą w ręce innego zespołu – nikomu nie chce się stać w miejscu i bronić świeżo zajętego terenu.

Kolejna mapka to Operacja Moździerz, która najbardziej przypadła mi do gustu. Ponownie otrzymujemy wielki obszar, lecz tym razem mamy do czynienia z ogromną wyspą, będącą niegdyś obszarem luksusowego kurortu. Jej centralny punkt stanowi spore wzniesienie, na którego szczycie znajdują się ruiny zamku. Pod nimi zaś pobiegamy w całkiem rozbudowanym systemie korytarzy; przez moment można poczuć się niczym w pierwszym Dark Souls. Na szczycie twierdzy widnieją też armaty, które niektórzy pamiętają pewnie z premierowej zajawki DLC. Od razu zaznaczam, że ich użyteczność jest niemal zerowa – ogromne kule wystrzelimy na dość bliskie odległości, a samo umiejscowienie dział niespecjalnie zachęca do ich użytkowania. Pochwalę się jednak, że raz, nieco przypadkowo, udało mi się ubić bodajże 4 przeciwników za jednym zamachem, którzy stanęli tuż pod lufą. To jeden z niewielu pozytywnych momentów, z którym skojarzę Wojnę na Morzu.

Trzecią i jednocześnie najbardziej kolorową mapą są Zagubione Wyspy. To archipelag składający się z kilku mniejszych i większych kawałków ziemi, stanowiący istny raj dla przyczajonych w krzakach snajperów. Punkt kulminacyjny lokacji to wrak samolotu, znajdujący się mniej więcej pośrodku, o który z reguły toczą się najbardziej zacięte walki. Mapa sama w sobie jest całkiem niezła, bowiem poszczególne punkty nie są od siebie znacznie oddalone, w efekcie czego nie musimy bezradnie biegać przez kilka minut, zanim dotrzemy do celu.

Recenzja gry Battlefield 4: Wojna na Morzu


Na koniec zostawiłem Łamacza Fal. Lokacja podobająca mi się najmniej, bowiem najbardziej doskwiera na niej problem, o którym wspomnę za chwilę. Mamy więc sporych rozmiarów wyspę, a raczej ogromną górę, w której wyżłobiono część wnętrza. Tam znajduje się coś w rodzaju fabryki łodzi podwodnych, a jednocześnie jeden z punktów kontrolnych. Całość zrobiona jest nieco korytarzowo, w efekcie czego walki toczą się z reguły na małej przestrzeni, przy bliskim kontakcie. Nie bardzo mi się to spodobało. Po bokach wspomnianej góry są jeszcze dodatkowe wysepki, niemniej zauważyłem, że gracze z reguły nie poświęcają im większej uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz